Spisek wielbłądów i inwigilacja kierowców, czyli dlaczego cenić wolność nad bezpieczeństwo
Chyba każdy, kto zagląda od czasu do czasu na naszego bloga wie, o czym i jak piszemy. Poza czysto informacyjnymi treściami dotyczącymi nowych akcesoriów samochodowych, czy też porównaniami technicznych możliwości i testami sprzętu, są też wpisy nieco ‘luźniejsze’, dotyczące konkretnych przypadków i wydarzeń. Pojawiają się też tematy ważkie, kontrowersyjne, z poważnymi konsekwencjami, przy okazji których zależy nam na tym, aby pobudzać naszych czytelników do samodzielnego myślenia, aby nie było wśród nas osób, które będą tępo kiwać głową, gdy ktoś będzie chciał im wmówić, że czarne jest białe. Pragniemy rozbudzać Waszą ciekawość, pobudzać do osądów i racjonalnego rozumowania, aby życie miało sens, było umotywowane i mądre. To z całą pewnością jeden z takich artykułów. Tyle słowem wstępu, ale zanim przejdziemy do konkretów, powinniśmy jeszcze wyjaśnić, skąd tak dziwny tytuł: wielbłądy, których u nas nie ma i ich powiązanie z patetycznymi słowami o wolności i bezpieczeństwie.
W kulturze arabskiej istnieje sympatyczna opowieść o wielbłądzie i Arabie. Otóż pewnej zimnej nocy na pustyni, do namiotu, w którym siedział Arab, delikatnie wsunął nos wielbłąd mówiąc:
- „Panie, pozwól mi wsadzić choć nos do namiotu. Na zewnątrz jest zimno i burzowo”.
- „Ależ oczywiście” – rzekł Arab, układając się do snu.
Niedługo potem Arab obudził się i zobaczył, że wielbłąd włożył do namiotu nie tylko swój nos, ale i całą głowę i kark. Wielbłąd przekręcając się na drugi bok spostrzegł przyglądającego się mu Araba i powiedział:
- „Nie zabiorę w namiocie wiele więcej miejsca, jeśli włożę tu przednie kopyta. Ciężko tak stać przed wejściem”.
Na co Arab odpowiedział:
- „Tak, możesz je tu umieścić” i przesunął się nieco, aby zrobić więcej miejsca wielbłądowi w i tak już ciasnym namiocie.
Niedługo potem wielbłąd ponownie zabrał głos:
- „A czy nie lepiej byłoby, gdybym cały wszedł do namiotu. Teraz stoję do połowy na zewnątrz, przez co namiot jest otwarty”.
- „Tak, tak” – odparł Arab, „Wejdź cały do środka. Prawdopodobnie będzie to z pożytkiem dla nas obu”.
I tak też wielbłąd uczynił, a Arab w zatłoczonym namiocie przekręcił się na drugi bok i ponownie zasnął. Kiedy po raz kolejny się obudził, był poza namiotem, na zewnątrz, gdzie było zimno i wietrznie, a wielbłąd miał namiot w całości do swojej dyspozycji.
To właśnie od tej opowiastki pochodzi angielskie powiedzenie „Camel nose under the tent” (dosł. nos wielbłąda w namiocie), które odnosi się do tego, że stopniowymi, małymi kroczkami, tworząc iluzję dobrych rozwiązań, ukrywając prawdziwe zamiary, otwiera się furtkę dla znacznie większych rzeczy i poważniejszych spraw. I tu dochodzimy do sedna i kluczowego wątku, który chcemy poruszyć w dzisiejszym artykule:
[su_note note_color=”#f6c5cb”]obowiązkowe samochodowe czarne skrzynki w każdym aucie. Nawet Twoim! I konsekwencje, jakie niesie za sobą owy nakaz.[/su_note]
Czarna skrzynka – co to jest i jak powstała?
Czarna skrzynka, czyli Black Box została wymyślona przez młodego australijskiego naukowca dra Davida Warrena. Jako że Warren pracował w Laboratorium Badań Lotniczych w Melbourne, w połowie 1950 roku został zaangażowany w badania wypadku owianej tajemnicą katastrofy pierwszego na świecie komercyjnego samolotu z napędem strumieniowym. Naukowiec uświadomił sobie, że byłoby niesamowicie przydatne posiadać zapis tego, co się stało w samolocie tuż przed katastrofą. Od razu zabrał się do opracowywania pionierskiego rejestratora parametrów lotu. Pierwszy demonstrator Black Box został wyprodukowany w 1957 roku, ale dopiero w roku 1960, po niewyjaśnionej katastrofie lotniczej w Queensland, Australia stała się pierwszym krajem na świecie, gdzie czarne skrzynki zaczęły obowiązywać we wszystkich samolotach komercyjnych (źródło: National Geographic). Naturalnym posunięciem wydawało się przeniesienie owego urządzenia do branży automotive. Ale argumenty stojące za używaniem czarnych skrzynek w samochodach są zgoła odmienne.
Samochodowe rejestratory trasy – dlaczego ich używamy?
Rosja
Prowadzenie pojazdu w Rosji jest niesamowicie niebezpieczne, gdzie w samym 2011 roku w 200’000 wypadków zginęło 28’000 ludzi. Pomijając już fakt skandalicznej wręcz jakości dróg oraz ograniczonej wyobraźni samych kierowców, dochodzą inne czynniki:
- Drogówka, która „znana jest na całej ziemi z ich brutalności, korupcji, wyłudzeń i zdobywania dochodów przez łapówki” (źródło: http://www.animalnewyork.com).
- Ataki innych kierowców, które są równie częste i brutalne, jak obecność samej drogówki. W grę wchodzą łomy, czy kije baseballowe, a krew i brutalność nie mają tu granic.
- Piesi, którzy rzucają się celowo pod jadące samochody, aby wymusić na kierowcy zadośćuczynienie w formie pieniężnej. Kompilacja wideo nieudanych oszustw oferuje kilka przykładów (poniżej).
Stany Zjednoczone
Za Oceanem ‘dashcamy’, czyli kamery samochodowe, vel DVRy (Digital Video Recorder) również zdobyły olbrzymią popularność. Amerykanie lubią gadżety samochodowe, więc chętnie wyposażają swe auta w kamery, którymi nagrywają wycieczki, ciekawe trasy przejazdowe, zjawiska atmosferyczne, ale i zdarzenia drogowe, stłuczki, kolizje, wymuszenia opłat parkingowych na darmowych parkingach, kradzieże lusterek, wycieraczek, wandalizm małolatów i wiele innych. Obecnie niemal 92% pojazdów w USA posiada EDRy (źródło: http://www.businessinsider.com). A oto przykładowa lista modeli, które posiadają zamontowane boschowskie CDRy, czyli Crash Data Retrieval Software.
Europa
W naszym regionie rejestratory samochodowe nie były tak bardzo rozpowszechnione. Jednak prawdziwy boom rozpoczął się po tym, jak 15 lutego 2013 meteor spadł w okolicach Czelabińska. Wydarzenie to od lotu, po upadek meteoru uralskiego, zostało bardzo dokładnie udokumentowane aparatami telefonów komórkowych i właśnie rejestratorami samochodowymi. Już po kilku minutach od zdarzenia media zalane zostały materiałami filmowymi.
Rejestratory samochodowe – przyszłość
Stany Zjednoczone
W zeszłym roku, 07-12-2012 amerykańska The National Highway Traffic Safety Administration (NHTSA), czyli Narodowa Administracja Ruchu i Bezpieczeństwa Dróg Krajowych i Autostrad (wygląda na coś a la nasze GDDKIA i GITD razem wzięte) zasugerowała, aby obowiązkiem każdego producenta samochodów było montowanie ‘black-boxów’, vel EDR (Event Data Recorder – nagrywarki zdarzeń), czyli samochodowych czarnych skrzynek, w każdym aucie schodzącym z linii produkcyjnej, począwszy od 01 września 2014 roku. (źródło: http://www.cbsnews.com). Biały Dom również dał zielone światło dla tego projektu (źródło: https://www.govtrack.us). Argumentacja:
[su_quote cite=”David Strickland, NHTSA Administrator”]EDRy dostarczą ważnych informacji z zakresu bezpieczeństwa, które w żaden inny sposób nie mogą zostać udostępnione NHTSA do oceny tego, co stało się podczas wypadku – i jakie dalsze kroki można podjąć, aby ratować życie i zapobiegać urazom, „(…)” szersze zastosowanie EDRów zagwarantuje Agencji dostęp do informacji związanych z bezpieczeństwem, które to informacje określą, jakie czynniki mogą przyczyną wypadków u poszczególnych producentów pojazdów(EDRs provide critical safety information that might not otherwise be available to NHTSA to evaluate what happened during a crash — and what future steps could be taken to save lives and prevent injuries,” (…) „A broader EDR requirement would ensure the agency has the safety-related information it needs to determine what factors may contribute to crashes across all vehicle manufacturers)[/su_quote]
[su_quote cite=”Ray LaHood, Transportation Secretary”]Przez zrozumienie, jak kierowcy reagują podczas wypadku i czy kluczowe systemy bezpieczeństwa działają prawidłowo, NHTSA i producenci samochodów mogą uczynić nasze pojazdy i nasze drogi jeszcze bezpieczniejsze „(…)” Ten projekt daje nam wgląd do kluczowych informacji niezbędnych do ratowania ludzkiego życia(By understanding how drivers respond in a crash and whether key safety systems operate properly, NHTSA and automakers can make our vehicles and our roadways even safer” (…) „This proposal will give us the critical insight and information we need to save more lives)[/su_quote]
(źródło: http://www.nhtsa.gov)
Europa
Pomysłowi temu wtóruje Unia Europejska, której the European Commission’s Mobility and Transport Department (Departament Mobilności i Transportu Komisji Europejskiej) podziela tę ideę i chce tego samego prawodawstwa na Starym Kontynencie, mówiąc, że:
[su_quote cite=”the European Commission’s Mobility and Transport Department”]Urządzenia te są ważnym narzędziem do monitorowania i prowadzenia badań w zakresie zarządzania bezpieczeństwem drogowym(These devices are an important monitoring and research tool for road safety management)[/su_quote]
(źródło: http://ec.europa.eu)
Jak pisał The TechJournal, EDRy miałyby rejestrować szereg danych, w tym prędkość, kierunek, czy hamulce były naciśnięte, czy zapięte były pasy, czy uruchomiła się poduszka powietrzna. Informacje te byłyby użyte przez policję i ubezpieczyciela do rekonstrukcji zdarzenia drogowego. EU zaznaczyła, że nie będzie przymusu i że każde państwo członkowskie Unii Europejskiej samodzielnie podejmie decyzję o obligatoryjnym stosowaniu EDRów przez ich obywateli.
Czarne skrzynki w samochodach – wątpliwości
Powiedzmy, że argumentacja zwolenników może do nas trafić (źródło: http://www.geek.com). Bo przecież kierowanie się zwiększeniem bezpieczeństwa na drogach i chęcią ocalenia wielu istnień ludzkich jest godne pochwały. Tylko jak samochodowy black box ma przyczynić się do zwiększenia bezpieczeństwa, skoro urządzenie zbiera dane i ew. dopiero po zdarzeniu można je przeanalizować?
Do tego dodają, że wiedza wydobyta z czarnej skrzynki zamontowanej w aucie, które uczestniczyło w wypadku jest nieoceniona i może rzucić nowe światło na przebieg i wynik śledztwa. Nie bądźmy naiwni, to nie magiczna skrzynka i jedyne, co może zrobić, to dostarczyć potwierdzenia niektórych informacji.
Dla producentów aut z kolei to skarbnica wiedzy nt. ich pojazdów i tego, jak zachowują się na przestrzeni lat. Dzięki takim danym można będzie jeszcze lepiej projektować pojazdy, którymi poruszamy się na co dzień. Choć, jak zapewne większość z nas już wie, komputery naszych samochodów od dość dawna rejestrują parametry pracy pojazdu i wystarczy, że diagnosta wepnie wtyczkę sprzętu diagnostycznego do naszego auta i już wie, co nie gra. A czy producenci nie wiedzą, na czym oszczędzają, gdzie przycinają, i czego nie stosują, aby zminimalizować koszty produkcji? Czy to aby nie są najbardziej newralgiczne miejsca ich pojazdów?
Z kolei ubezpieczyciele będą wiedzieć już w chwili wypadku, kto zawinił, komu odszkodowanie wypłacić, a komu uciąć zniżki. Pytanie, po co dostarczać materiał ubezpieczycielowi? Czy nie lepiej, aby to policja analizowała wypadki i przekazywała raport końcowy do ubezpieczyciela? Ile głów, tyle opinii, a nam przecież nie zależy na byciu między młotem, a kowadłem (tu policją i ubezpieczycielem). DVRy co najwyżej pomogą nam uchronić się przed próbami wymuszenia odszkodowania.
Służby medyczne zaś, prowadząc statystyki wypadków i obrażenia, jakie mogą się w nich pojawić, będą lepiej przygotowani do działania. Na podstawie rodzaju wypadku będą mogli sprawniej zareagować wiedząc o prawdopodobieństwie wystąpienia konkretnych urazów. Hmm, ale czy eRki nie jeżdżą w pełni wyposażone? Czy na pokładzie nie ma lekarza? Czy dyspozytor odbierający zgłoszenie nie przekazuje konkretnych informacji wyjeżdżającym na akcję? A może ten proces nie działa tak, jak należy i potrzebny jest kolejny ‘system’?
Ale to nie koniec kontrowersji, jakie budzi wprowadzenie samochodowych czarnych skrzynek. Śledząc wnikliwie komentarze zainteresowanych z całego świata można ciągnąć ten wątek w bardzo różne strony. I tak oto można mieć wątpliwość, czy dzisiejsze zbieranie tylko kilku danych to początek czegoś większego i za rok, czy dwa władza pod jakimś kolejnym pretekstem zwiększania bezpieczeństwa nie zechce mieć dostępu do wszystkich danych z naszego auta. Koordynaty GPS, gdzie był, co robił, a za rogiem kontrola fiskusa dotycząca miejsc, w których bywaliśmy choćby na wakacjach, czy w sprawach biznesowych. Dane dotyczące sposobu jazdy, a przy tym prędkości przejazdowej. Stąd tylko krok do wystawiania zaocznych mandatów. A czy rejestrowanie trasy przejazdu nie doprowadzi do opodatkowania tych najczęściej użytkowanych? Nawet Beatlesi w utworze „Taxman” śpiewali:
A może też i sterowanie zdalne naszym autem? Skoro nie zapłacił należnego podatku, mandatu, czy rachunku unieruchomimy mu samochód. Pstryk i voila – stoimy. EDR w aucie? Hmm, a może i CVR (Cabin Voice Recorder), który nagra nasz głos, rozmowy, czy przypadkiem nie paplaliśmy przez komórkę, nie krzyczeliśmy na dzieciaki i nie rozpraszaliśmy naszej uwagi innymi pierdołami, stwarzając tym samym niebezpieczeństwo na drodze. Skoro nagrywamy dźwięk, to może i obraz z wnętrza? Paliłeś, jadłeś, drapałeś się po głowie? Zwiększałeś ryzyko wystąpienia zdarzenia drogowego, no to bach – mandacik i po zniżkach. Nagrywanie, podsłuch, inwigilacja.
Ale ponownie: to nie koniec, a dopiero początek kontrowersji wokół samochodowych czarnych skrzynek. A kto miałby mieć do nich dostęp? Sąd? Policja? Ubezpieczyciel? Ale to mój samochód, moje dane i nie muszę dostarczać haków na samego siebie. A może diagnosta? Przecież każdy kto ma wtyczkę serwisową i odpowiednio spreparowany software może ściągnąć nasze dane, manipulować nimi, a później sprzedawać, czy szantażować. Niemożliwe? A co ze skrzynką z feralnego Tupolewa, nad którym roztrząsają się nasi politycy? Do tej pory nie mamy żadnych konkretnych informacji, dane zmanipulowano, a opinii publicznej rzucono stertę domysłów i insynuacji. Black Box sprzężony z innymi układami pojazdu aż się prosi o majstrowanie oprogramowaniem. Naraziliśmy się komuś? No to może mały atak hakerski w ramach vendetty? Chyba nikt nie chciałby siedzieć w rozpędzonym samochodzie, nad którym kontrolę przejmuje wyrostek, któremu nie daliśmy piątaka za ‘przypilnowanie auta na parkingu’ lub za ‘umycie szyb na światłach’.
Jedźmy dalej: skoro będzie kontrola, inwigilacja, manipulacje, oczywistym jest, że rozwinie się szara strefa. Zacznie się handel używanymi autami na niespotykaną skalę, gruchoty po przeszczepach dostaną drugą młodość i wyjadą na nasze drogi. Nieważne, że ledwo stoi, będzie musiał jeździć. A przecież złom na drodze to dopiero niebezpieczeństwo.
Kolejny aspekt to wdrożenie i monitoring. Przecież do kontroli wszystkiego, co pochodzi z czarnych skrzynek będzie potrzebny sztab urzędasów. Nowe zadania, nowe stanowiska, nowe biurwy, na które przyjdzie nam robić. Od kiedy rządowi zależy na bezpieczeństwie obywateli? Co rząd z tego ma? Przecież samochodowa czarna skrzynka nie uchroni przed wypadkiem, nie zadziała prewencyjnie, potwierdzi jedynie kilka faktów i wersje wydarzeń. Więc gdzie tu prewencja i dbanie o bezpieczeństwo? Czy tu nie chodzi o hajs? Czy przypadkiem za całym tym przedsięwzięciem nie stoi jakieś lobby? Ale na pewno nie taksówkarzy! Więc może ubezpieczycieli? Kolejni bezproduktywni biurokraci, nie wnoszący nic do społeczeństwa, mamiący kierowców ‘zniżkami’ na OC i ‘super pakietami’ na AC. Zawsze znajdą dziurę w całym po to tylko, żeby nie wypłacić odszkodowania. A skoro na pokładzie aut będą EDRy, łatwiej im będzie ‘interpretować zapisy umów’ po swojemu, aby uniknąć wypłaty pieniędzy. A gdzie tu profity dla nas? Nie oszukujmy się, biznes zawsze ważniejszy jest od obywateli.
Samochodowa czarna skrzynka może też być zalążkiem kolejnych ‘monitoringowych gadżetów”, na których położy łapę władza. Zrozumiałym jest zastosowanie monitoringu w pojazdach komercyjnych, autobusach, metrze, taksówkach. Ale w prywatnych? Co będzie następne? Motor? Skuter? Rower? Kosiarka do trawy? Nasz dom? Bo przecież możemy używać gazu i prądu niezgodnie z obowiązującymi regulacjami, włamywacz może się do nas skradać. A taka domowa czarna skrzynka odpowiednio wcześnie nas (i nie tylko nas) ostrzeże, że od jutra nie będzie w naszym domu prądu, za nieprzepisowe dołączenie piątego urządzenia elektrycznego. Albo nie ostrzeże, ale nagra co i kiedy złodziejaszek wyniósł nam z chaty.
Chcą nam wsadzić czarne skrzynki do samochodów? Hmm, zastanówmy się: przecież największe problemy na świecie tworzą nie przeciętni zjadacze chleba, ale banki, giełda, politycy, korporacje. Krach finansowy, nieruchomości i bańka spekulacyjna, teraz auta – i to nasze prywatne! Znów chcą nas oskubać? Zaczną małymi krokami, a kula śniegowa powoli zacznie się rozpędzać i zwiększać swoją objętość. Zamontujmy najpierw black boxy politykom, nagrają przekręty, zamontujmy je w bankach, dowiemy się jak defrauduje się pieniądze, zamontujmy je w policji, zobaczymy, jak naprawdę reaguje się podczas zdarzeń.
Czy zatem rzeczywiście zależy nam na jeszcze większym bezpieczeństwie? Czy może wolimy wolność, jaką mamy dotychczas? Jedna z parafraz słów Benjamina Franklina mówi, że
[su_quote cite=”Benjamin Franklin”]Ci, którzy przehandlowaliby wolność za bezpieczeństwo, nie zasługują ani na jedno, ani na drugie (Those who would trade in their freedom for their protection deserve neither)[/su_quote]
(źródło: http://en.wikiquote.org).
Tytuły zachodnich artykułów nie pozostawiają złudzeń, że ów nowy nakaz to zamach na prywatność obywateli i kolejny stopień w rozszerzaniu inwigilacji i kontroli nad obywatelami. Jeden z komentujących napisał wprost:
[su_quote]this technology won’t help prevent accidents, will help punish the people[/su_quote]
Czy ma rację? Czy może to przesada?
Temat bardzo podobny: nasze dotychczasowe kamery samochodowe również mogą służyć za rejestatory zdarzeń, DVRy właściwie po to są. Ale niestety nie wszędzie można ich używać. okazuje się, że filmowanie zdarzeń drogowych jest w Austrii karane. Można otrzymać grzywnę nawet bagatela 10’000 Euro! (źródło: http://help.orf.at). Choć to już nieco inna historia, to takich wątków na pewno znajdzie się jeszcze więcej. To zaledwie kilka zajawek. Zachęcamy do dzielenia się Waszymi opiniami na ten ważki temat. Ktoś mógłby rzec, że podobny scenariusz od dawna można przeczytać u Orwella. Fakt – coś w tym jest. Bądźmy więc świadomi tego, co się dookoła nas dzieje. Drążmy temat, dopytujmy, oczekujmy odpowiedzi jasnych i klarownych. Szukajmy drugiego dna, bo dziś nic już nie jest takie, na jakie wygląda. Miejmy swoje zdanie i nie wierzmy ślepo w propagandę, którą karmieni jesteśmy niemal każdego dnia. Pisał o tym już w 1976 roku (niemal 40 lat temu(!)) Frank Herbert:
[su_quote cite=”Kaznodzieja z Arrakin (Frank Herbert 'Dzieci Diuny’, 298)”]życie większości z nich [ludzi] jest ucieczką od samych siebie. Większość woli prawdę stajni. Wkładacie głowy do żłobu i przeżuwacie z zadowoleniem, dopóki nie umrzecie. Inni wykorzystują was do swoich celów. Ani razu nie wytkniecie nosa poza stajnię, by podnieść głowę i być sobą[/su_quote]